Ważny punkt, ale i niedosyt na koniec roku 

Futsalistom AZS UW Darkomp Wilanów udało się sprawić świąteczny prezent sobie i swoim kibicom. W ostatnim tegorocznym spotkaniu zremisowali we własnej hali z Widzewem Łódź 2:2. Azetesiacy kończą rok w dobrych nastrojach.

Podczas, gdy za oknami panowała śnieżna zamieć, to kibice futsalu zacierali ręce licząc na grad goli i emocjonujące starcie. Mecze zespołów z Warszawy oraz Łodzi w każdej dyscyplinie budzą duże zainteresowanie i nie inaczej było tym razem.

W sobotę w hali przy ulicy Wiertniczej zmierzył się dziesiąty z szóstym zespołem FOGO Futsal Ekstraklasy. Faworytami byli wyżej notowani goście, którzy przed tym meczem mieli na koncie 26 punktów, czyli o 10 więcej niż AZS UW. Parkiet pokazał jednak, że nie zawsze faworyci zwyciężają.

Początek meczu należał do drużyny Widzewa, co gracze w czerwonych koszulkach udokumentowali kilkoma groźnymi akcjami i strzałami. Jednak z pierwszego gola w meczu cieszyli się futsaliści AZS UW Darkomp Wilanów. W 3 minucie z kontrą przebił się Jarosław Zmijiwski, a wszystko wykończył z bliskiej odległości Moustapha Diakite trafiając na 1:0.

Od tego momentu mecz zrobił się bardziej wyrównany. Widzew wciąż przeważał optycznie, ale nie potrafił rozbić dobrze zorganizowanej obrony AZS UW. To się zmieniło w 11 minucie gry za sprawą Kolumbijczyka Willyego Maya, który w sytuacji sam na sam zdobył gola na 1:1. Osiem minut później otrzymał on prostopadle podanie i kolejny raz pokonał Marcina Mianowicza dając prowadzenie Widzewowi.

W drugiej połowie AZS grał z większą odwagą. To mogło się opłacić już w 35 sekundzie od ponownego wyjścia z szatni. Jednak Brazylijczyk Jean Carlos z bliska, rzucając się ofiarnym wślizgiem,  nie trafił do bramki rywali. Gospodarze coraz śmielej budowali akcje, a nie tylko czekali na stałe fragmenty i kontry. Przyniosło to efekt w 30 minucie meczu. Na listę strzelców po raz 15 tym sezonie wpisał się Hiszpan Diakite, który wykończył podanie od Maksyma Panasenki.

Raz jedna, a raz druga strona, miała swoje szanse w tym meczu, ale rezultat nie uległ już zmianie. Na dwie minuty przed końcem meczu obie ekipy miały po pięć fauli na koncie, ale obyło się bez rzutów karnych przedłużonych. Spotkanie zakończyło się podziałem punktów i drużyny mogły czuć niedosyt. Wydaje się jednak, że wynik nie jest taki zły i w dobrych nastrojach można kończyć rok.      

– Widzew był tu w komfortowej sytuacji, bo jest wyżej w tabeli. Rywale przyjechali po swoje jak to się mówi, bo walczą o pierwszą ósemkę. My chyba za szybko zdobyliśmy bramkę i nastąpiło rozluźnienie. Willy May pokazał nam dwa razy jakim jest fantastycznie wyszkolonym technicznie zawodnikiem. Nasz bramkarz nie powinien też się dwa razy na to nabrać. Ten wynik oba zespoły wywalczyły. Czy jest on sprawiedliwy? Na pewno jedni i drudzy czują niedosyt – mówił po meczu Maciej Karczyński, trener drużyny AZS UW Darkomp Wilanów.

Po 15. kolejkach rozgrywek FOGO Futsal Ekstraklasy AZS UW Darkomp Wilanów zajmuje w tabeli 10 pozycję. Po zmianach kadrowych i problemach z kontuzjami jakie dotknęły AZS UW przed sezonem taki stan trzeba uznać za sukces. Wszystko wskazuje, że do zespołu dołączy wkrótce trzech kolejnych graczy.

– Od początku tego roku straciliśmy wielu zawodników. Jeśli ktoś nie chce u nas grać, to nie będziemy go zatrzymywali. Rozumiemy chłopaków, którzy odeszli do Legii i życzymy im jak najlepiej. Niech zdobędę mistrza Polski, a najlepiej grając w finale z nami. Nasza przebudowa wymaga czasu i widać, że wyglądamy coraz lepiej. Niestety kontuzje Radka Marcinkowskiego czy Sawy Lutaia zmieniły naszą pozycję. Będą jeszcze zmiany w tym sezonie. Z kilkoma graczami się pożegnamy, a pozyskamy dwóch-trzech nowych. Podchodzimy do tego profesjonalnie – dodaje trener Maciej Karczyński.

Rozgrywki FOGO Futsal Ekstraklasy wrócą 7 stycznia 2024 roku. W meczu 16 kolejki AZS UW Darkomp Wilanów zagra na wyjeździe z Clearexem Chorzów – przedostatnią drużyną ligi.

Przygotowania i udział drużyny AZS UW Darkomp Wilanów w rozgrywkach ligowych współfinansowany ze środków m.st. Warszawa.   

Tekst: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Selerski (archiwum)