Efektowny powrót po kilkumiesięcznej przerwie w treningach zaliczył Damian Stępień. Zawodnik AZS Uniwersytetu Warszawskiego zajął drugie miejsce w kategorii do 81 kg podczas turnieju Warsaw Europen Judo. Impreza zaliczana była do Pucharu Świata.
W weekend do Warszawy przyjechało blisko 430 zawodników i zawodniczek z 43 krajów, żeby walczyć nie tylko o medale, ale i punkty do kwalifikacji olimpijskich. W stawce znalazło się 50 Polaków w tym dwójka azetesiatków z Uniwersytetu Warszawskiego. Największe szanse na punktowane miejsce miał Damian Stępień, który rok temu był w stolicy piąty. Powtórzenie tego wyniku miało być sporym wyzwaniem, bo zawodnik wracał po kontuzji. A jednak dokonał wydaje się niemożliwego i srebrny medal smakować może jak złoto.
W niedzielę podczas swoich walk w hali Arena Ursynów Damian Stępień zwyciężył cztery pojedynki i wszystkie zakończył przed czasem. W pierwszej rundzie trafił na wolny los. Następnie pokonał pokonał Amerykanina Parkera Roloffa, w kolejnej fazie zwyciężył rozstawionego z numerem dwa – Mołdowianina Mariana Catalina, a w ćwierćfinale pokonał Niemca Lukasa Vennekolda. W półfinale nie dał szans Szwajcarowi Lukasowi Wittwerowi.
W finale zmęczenie musiało już o sobie zaczęło dawać znać i ostatecznie uznał wyższość Mołdawianina Victora Sterpu – mistrza Europy z 2020 w kategorii do 73 kg i uczestnika igrzysk olimpijskich w Tokio.
– Przed turniejem jakby ktoś mi powiedział, że Damian będzie w finale to brałbym w ciemno. Uważam, że był on przygotowany optymalnie i wiedziałem że powalczy. To nie będzie tak, że wyjdzie na matę, przewróci się i zejdzie. Już pierwsza walka pokazała, że jest dobrze pod względem fizycznym i mentalnym. W drugiej walce miał mocnego rywala, który był też dość niewygodny, bo taki wysoki, ale sobie poradził. Uważam, że w finał też by wygrał, gdyby nie to że zaczęły go łapać skurcze mięśni w palcach u rąk. Jego zadaniem było póki jest w stanie rzucić rywala na ippon. Ustawił go sobie ładnie, ale rzucił na wazari. W drugi wejściu już tak go spięło, że nie był w stanie złapać za judogę i rywal to wykorzystał. Tak się zdarzyło, ale jesteśmy bardzo szczęśliwi – opowiada trener Zdzisław Grochowski.
Nieco pecha miała Aleksandra Wenzel, która już w pierwszej rundzie trafiła na Chinkę Liu Yingwei – późniejszą zwyciężczynią turnieju w kategorii do 52 kg.
– Szkoda tego losowania. Chinka nie była w żadnym rankingu i nie wiedzieliśmy o niej nic. Jak zobaczyłem ją na rozgrzewce to wiedziałem, że jest to zawodniczka kompletna. Oczywiście trudno było wyczuć jak jest przygotowana, ale się złapały na macie to czuć było że będzie problem. Był moment na kontrę, ale teraz tylko można gdybyć czy byłaby to kontra kończąca. Szkoda, bo ten turniej miał być okazją do łapania doświadczenia a zakończył się szybko – dodaje trener AZS UW.
Sponsorem głównym projektu “Judo na Karowej” jest PKN Orlen.
Tekst: Robert Zakrzewski
Foto: Kamil Rojek