W dniach 16-18 lutego w Warszawa gościła finalistów Akademickich Mistrzostw Polski w Futsalu. Trzydniowe zmagania zwycięsko ukończyli zawodnicy Uniwersytetu Warszawskiego oraz zawodniczki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Piętnaście najlepszych akademickich drużyn futsalowych w Polsce wyłoniły rozgrywki strefowe, odbywające się w Toruniu, Łodzi, Krakowie i Wrocławiu. Stawkę finalistów uzupełnił organizator rozgrywek – Uniwersytet Warszawski, będący zarazem obrońcą tytułu mistrzowskiego. W stawce nie zabrakło również srebrnych medalistów z zeszłego roku – Uniwersytetu Gdańskiego oraz trzeciego wówczas Uniwersytetu Zielonogórskiego. To właśnie Zielonogórzanie, w piątek o godzinie 8:30 rozpoczęli rozgrywki finałowe na hali przy ulicy Księcia Trojdena, podejmując Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie. W tym samym czasie, gospodarz turnieju podejmował Poznański AWF na hali przy ulicy Banacha, a w kategorii pań AWF Wrocław mierzył się z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim. Właśnie na tych dwóch obiektach odbyły się wszystkie spotkania w rozgrywkach mężczyzn. Z kolei Panie korzystały głównie z dobrodziejstw obiektów sportowych położonych przy ulicach Lindego i Marymonckiej (a wkrótce także Kartezjusza). Futsalowa gorączka ogarnęła więc całą Warszawę.
Pierwsze spotkania pokazały, że żadna z drużyn nie zamierza odpuścić tego turnieju. W pierwszych czterech meczach Panów padły aż trzy remisy, a punkty zgubił między innymi Uniwersytet Warszawski. Co więcej, gospodarze turnieju musieli podnieść się ze stanu 4:2. Podobnych problemów nie mieli wspomniani wcześniej Gdańszczanie i Zielonogórzanie, którzy pewnie wygrali swoje pierwsze spotkania grupowe.
Pierwsza kolejka była również manifestacją siły drugiego z Warszawskich zespołów – Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Podopieczni Marcina Stachowicza pokonali 5:0 Państwową Wyższą Szkołę w Tarnowie. Warszawiacy w ciągu dwóch minut i pięćdziesięciu sekund drugiej połowy zdobyli cztery bramki, za sprawą trafień Bartosza Burzyńskiego, Mateusza Wasielewskiego, Filipa Chmiela oraz Tomasza Chwaji. Wcześniej, w trzynastej minucie spotkania, fantastycznym strzałem w okienko bramki popisał się Maciej Pikiewicz, sprawiając sobie najlepszy z możliwych prezent na 22 urodziny. SGH liderowało więc po pierwszej kolejce rozgrywkom grupy D z najlepszym bilansem bramkowym wśród wszystkich finalistów.
Druga, popołudniowa seria gier pozwoliła na zobaczenie jeszcze większej ilości dobrego futsalu w wydaniu akademickim. Na pierwszy plan wybiły się spotkania szalenie wyrównanej grupy A, okrzykniętej zgodnie z terminologią używaną w sportach drużynowych „grupą śmierci”. Tam właśnie miało miejsce prawdopodobnie najbardziej emocjonujące widowisko fazy grupowej rozgrywek, w którym to Uniwersytet Warszawski podejmował Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach. Obie drużyny zremisowały swoje poprzednie mecze, spotkanie to miało więc strategiczne znaczenie przed trzecią decydującą kolejką, w której każda z ekip ma jeszcze szanse na awans. Pierwsza część gry nie wskazywała na to że mecz będzie obfitował w dramaturgię. Na placu gry przeważali Warszawiacy, będący stricte zawodnikami futsalowymi, w przeciwieństwie do predysponowanych do gry na pełnowymiarowym boisku kielczan. Wynik 1:1 do przerwy nie krzywdził żadnej ze stron. Zimna kalkulacja i realizacja schematów taktycznych podopiecznych Macieja Karczyńskiego starła się z ambicją oraz dynamiką zawodników z województwa świętokrzyskiego. Kielczanie mieli w zanadrzu jeszcze jeden atut, którym nie dysponowali gospodarze. Adam Imiela – były zawodnik GKS Tychy, w pojedynkę rozbijał szyki obrońców. Napastnik gości w 9 minucie drugiej połowy skompletował hat-tricka, a kilka chwil potem dołożył kolejną bramkę wyprowadzając kielczan na bezpieczne wydawałoby się prowadzenie 5:3. Kto jednak pomyślał, że zwycięzca został już wyłoniony, mógł przekonać się na czym polega nieprzewidywalność i dynamika zdarzeń w rozgrywkach futsalowych. UW podniosło się z kolan i po wycofaniu bramkarza zbliżyło się do rywali zdobywając czwartą bramkę, na minutę przed końcem spotkania doprowadziło do wyrównania, za sprawą rzutu karnego wykonywanego przez Daniela Wańka.
W tym momencie wydawało się, że doświadczenie zdobyte w pierwszej lidze futsalu pozwoli gospodarzom na przejęcie kontroli nad wydarzeniami w ostatnich sekundach spotkania. UW postawiło wszystko na jedną kartę, ponownie wycofując bramkarza. Rozgrywało atak pozycyjny, który miał zapewnić im zwycięstwo, bądź też pozwolić na utrzymanie remisu. Stało się inaczej. Niefrasobliwa strata piłki przez jednego z zawodników UW sprawiła, że goście stanęli przed pustą bramką, z czego skrzętnie skorzystał Adam Imiela, kompletując swoją piątą bramkę. Do końca gry pozostało 14 sekund – „jedna Wenta”, w czasie której, jak dobrze wiemy z piłki ręcznej, może zdarzyć się wszystko.
Uniwersytet Warszawski rzucił się do odrabiania strat, nie miał jednak już sił ani pomysłu by sforsować bramkę Kielczan. Gdy na trzy sekundy przed końcem meczu piłkę w ręce złapał golkiper gości, wynik meczu wydawał się przesądzony. I właśnie wynikiem 6:5 zakończyłby się ten mecz, gdyby nie zdecydował się on na iście piłkarskie wznowienie gry nogą, co doprowadziło do odbicia piłki od sufitu i rzutu wolnego pośredniego dla UW. Żeby dramaturgii było mało, naprędce oddany strzał jednego z graczy zatrzymał się na ręce obrońcy gości, co wykorzystali sędziowie do podyktowania rzutu karnego przedłużonego już po końcowej syrenie, którego bezbłędnie wykorzystał Daniel Waniek. Z decyzją sędziów nie mogli pogodzić się zawodnicy w żółto-czerwonych koszulkach. Jeden z nich został za dyskusje z sędzią głównym ukarany czerwoną kartką.
Tymczasem rozgrywki toczyły się dalej. Kolejne zwycięstwo odniósł wyrastający na poważnych kandydatów do walki o medale Uniwersytet Gdański, a Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie niespodziewanie rozniósł w proch i pył Politechnikę Białostocką wygrywając 7:1. Zwieńczeniem piątkowych zmagań, miał być rozgrywany o godzinie 20:00 mecz trenerów, który został przełożony, a koniec końców odwołany, ze względu na zalanie hali AWF przy ulicy Marymonckiej.
Drugi dzień rozgrywek z impetem rozpoczęły kobiety, które od godziny 9:00 rozgrywały mecze grupowe na hali przy ulicy Lindego 20. Mecze kobiet, choć krótsze od spotkań mężczyzn o 6 minut, przyniosły niewiele mniej emocji. Szczególnie zacięta była rywalizacja w grupie C, w której Uniwersytet Gdański walczył o awans z Akademią Jana Długosza w Częstochowie i z Warszawskim AWFem. Wszystkie trzy drużyny zameldowały się po trzech meczach z dorobkiem 6 punktów i o awansie zadecydował bilans bramek między tą trójką, który wykluczył z rywalizacji Warszawianki. Pozostałe grupy z kompletem punktów wygrały Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytet Jagielloński. To właśnie te trzy drużyny wraz z broniącym tytułu mistrzowskiego PWSZ Wałbrzych wydawały się w tym momencie głównymi faworytkami do podziału medali.
Przedpołudniowe sobotnie mecze przyniosły również rozstrzygnięcia w grupach rozgrywek mężczyzn. W niezwykle wyrównanej grupie A awans wywalczyły drużyny AWF Poznań z pierwszego miejsca oraz Uniwersytet Warszawski z drugiego. Jako, że grupa ta trafiała w drabince pucharowej na grupę D, gdzie, co ciekawe awans również wywalczyły drużyny z Poznania i Warszawy. AWF Poznań pokonał pewnie 4:2 drużynę PWSZ Tarnów, a SGH Warszawa po pełnym dramaturgii spotkaniu pokonała Politechnikę Śląską 3:2. Kibiców zgromadzonych na hali przy ulicy Banacha czekały więc dwa pojedynki Poznańsko-Warszawskie. Grono ćwierćfinalistów uzupełniły świetnie prezentujące się Uniwersytet Gdański oraz Uniwersytet Zielonogórski z pierwszych miejsc w grupach B i C, oraz Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy i Akademia Jana Długosza w Częstochowie. Szczególnie ta druga drużyna zdawała się wyrastać na czarnego konia turnieju. Zawodnicy z Częstochowy prezentowali mieszankę umiejętności stricte futsalowych z przebłyskami indywidualności. Dokładając do tego atmosferę mobilizacji i fantastycznego ducha zespołu, otrzymywaliśmy zespół który jest w stanie powalczyć o medal rozgrywek. Rozstrzygnięcia miały jednak dopiero zapaść.
Rozgrywki ćwierćfinałowe pokazały, że każdy turniej rządzi się swoimi prawami, a murowani faworyci do walki o medale muszą obejść się smakiem. Nie inaczej było też tym razem. Wszyscy czterej zwycięzcy grup przegrali swoje mecze ćwierćfinałowe, co pokazało jak duży wpływ na końcowy wynik meczów o stawkę ma dyspozycja dnia, doświadczenie oraz przygotowanie mentalne. Proces „eliminacji” zwycięzców grup zainicjowała Akademia Jana Długosza z Częstochowy, która nie będąc faworytem meczu z Uniwersytetem Zielonogórskim, odesłała podopiecznych Marka Góreckiego z pięciobramkowym bagażem. Wynik 5:1 w pełni odzwierciedlał przebieg wydarzeń na hali, bowiem dobre wyszkolenie futsalowe nie było w stanie przeciwstawić się fantazji i świetnemu przygotowaniu szybkościowemu zawodników z Częstochowy. Nie był to koniec niespodzianek w ćwierćfinałach. Na hali przy ulicy Banacha 2a gościła tylko jedna drużyna z Ekstraklasy Futsalu i był nią AZS Uniwersytet Gdański. Nie dziwi więc to, że 9-ta drużyna w Polsce (stan na 19.02.2018r.) była faworytem spotkania z Wyższą Szkołą Gospodarki w Bydgoszczy. Nietrudno więc wyobrazić sobie zdziwienie zgromadzonych kibiców, gdy po sześciu minutach drugiej połowy zawodnicy z województwa kujawsko-pomorskiego prowadzili 3:0. Gdy wydawało się, że wynik meczu nie może się już zmienić, Gdańszczanie, mający w swoim składzie między innymi reprezentanta Polski Wojciecha Pawickiego, ruszyli do odrabiania strat. Między 9-tą a 14–stą minutą spotkania doprowadzili oni do wyrównania. O końcowym wyniku zadecydowały rzuty karne, które lepiej egzekwowała Wyższa Szkoła Gospodarki w Bydgoszczy i to ona została drugim półfinalistą.
Ostatnie dwa ćwierćfinały miały być zapowiadanymi wcześniej pojedynkami poznańsko-warszawskimi. Gdy na boiskach Ekstraklasy Legia podejmuje Lecha Poznań, mecze te mają dodatkowy ładunek emocjonalny, co sprzyja widowisku. Przy zachowaniu wszelkich proporcji, podobnie było i tym razem. Występujący w zielonych koszulkach zawodnicy SGH podejmował ubrany na niebiesko poznański AWF. Spotkanie lepiej rozpoczęli gracze ze stolicy Wielkopolski, którzy szybko zapewnili sobie dwubramkową przewagę. Wysoko ustawiona obrona i nacisk na obrońców SGH był jednak jednym z niewielu atutów poznaniaków, nie posiadających wystarczająco długiej i mocnej ławki rezerwowych. Podopieczni Marcina Stachowicza otrząsnęli się szybko z początkowego szoku i za sprawą Macieja Pikiewicza i Bartosza Burzyńskiego doprowadzili do wyrównania. Na 8 sekund przed przerwą 5-te przewinienie złapali poznaniacy, a przedłużony rzut karny pewnie wykorzystał Burzyński. Dla zawodnika, który studiował niegdyś w Poznaniu była to czwarta bramka w turnieju. SGH, posiadające więcej zmienników i grające bardziej zespołowo było w lepszej sytuacji niż oparty na indywidualnościach zespół AWF, co podopieczni Stachowicza skrzętnie wykorzystali. Kolejne bramki dla SGH zdobyli Maciej Pikiewicz i Mateusz Paliszewski, który w samej końcówce spotkania bezlitośnie ograł jednego z obrońców poznaniaków i wpakował piłkę do pustej bramki. Poznański AWF był w stanie zdobyć w drugiej połowie meczu tylko jedną bramkę z rzutu karnego, tak więc zakończył się on wynikiem 5:3 dla SGH.
W ostatnim ćwierćfinale drugą odsłonę pojedynku Warszawa-Poznań odegrali zawodnicy Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Trzeba przyznać, że Poznaniacy pierwsze miejsce w grupie D zawdzięczali świetnym drugim połowom, co pozwoliło im wyjść zwycięsko ze stanu 0:2 zarówno w meczach z SGH jak i z PWSZ Tarnów. Dobre przygotowanie kondycyjnie nie było jednak wystarczającym atutem do pokonania obrońców tytułu mistrzowskiego. W najmniej emocjonującym z ćwierćfinałów podopieczni Macieja Karczyńskiego pewnie zwyciężyli 3:1. Wyrównana była jedynie pierwsza połowa, zakończona remisem. W drugiej odsłonie, na przekór dotychczasowym zmaganiom, poznaniacy opadli z sił, co skrzętnie wykorzystali gracze ze stolicy, zamykając grono półfinalistów. Po nieprzekonujących spotkaniach grupowych, UW po raz pierwszy pokazało że jest drużyną turniejową – zaczynającą przeciętnie, za to rozkręcającą się z meczu na mecz. Zbliżające się rozgrywki o medale miały to dobitnie pokazać, tymczasem zakończył się dzień drugi rozgrywek.
Niedziela, 18 lutego miała zadecydować, kto zostanie nowym Akademickim Mistrzem Polski w futsalu. W stawce półfinalistów rozgrywek mężczyzn, obrońcy tytułu towarzyszyły 3 zespoły dla których sam awans był ogromnym sukcesem. Co więcej, żaden z trzech pozostałych półfinalistów nie dostał się do turnieju finałowego w zeszłym roku, a dla SGH Warszawa były to pierwsze Akademickie Mistrzostwa Polski w futsalu w historii tej Uczelni! „Finały pełne niespodzianek” – brzmiał tytuł zeszłorocznej relacji opublikowanej przez Zarząd Główny AZS w Warszawie – trzeba przyznać, że w tym roku byłby on równie adekwatny. Zanim jednak do gry przystąpili mężczyźni, odbyły się półfinały kobiet. W ich przypadku zaskoczeń było mniej – w stawce półfinalistek znalazły się PWSZ Wałbrzych (złoto w zeszłym roku), Uniwersytet Jagielloński (srebrne medalistki w 2017), Uniwerstet Szczeciński (7 miejsce przed rokiem) oraz Uniwersytet Gdański (12 miejsce). Atutem tych ostatnich była obecność na ławce byłego trenera reprezentacji Polski w futsalu mężczyzn – Tomasza Aftańskiego. Piłka nożna kobieca w o wiele większym stopniu niż męska, opiera się na futsalu, a futsal – na klubach akademickich. W Ekstraklasie futsalowej kobiet, aż 6 drużyn to AZSy. Wiedząc to, obecność byłego selekcjonera kadry narodowej na rozgrywkach akademickich nie dziwi już aż tak bardzo.
Oba mecze półfinałowe kobiet zakończyły się wynikami 1:0. Do Wielkiego Finału awansowały zeszłoroczne finalistki – PWSZ Wałbrzych i Uniwersytet Jagielloński. Warto zwrócić uwagę, że o ile zeszłoroczne zwyciężczynie zdecydowanie przeważały na boisku w starciu z Uniwersytetem Gdańskim, co udokumentowała bramką Magdalena Mesjasz, tak krakowianki do dobrej gry w defensywie dołożyły dużo szczęścia. Zawodniczki Uniwersytetu Szczecińskiego zwłaszcza w pierwszej połowie spotkania nie wykorzystały kilku dogodnych sytuacji do zdobycia bramki i porażkę w spotkaniu półfinałowym mogą przypisywać także własnej nieskuteczności. Z kolei zawodniczki UJ dobrą dyspozycję w ostatnich minutach spotkania udokumentowali bramką Eweliny Bolko, która wystarczyła do zwycięstwa.
Wśród mężczyzn jako pierwsi do rywalizacji o medale stanęli zawodnicy SGH Warszawa i Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy. Mecz lepiej rozpoczęli gracze z Bydgoszczy, którzy za sprawą sprytnego strzału czubkiem buta Jakuba Hapki objęli prowadzenie 1:0. Zawodnicy z województwa kujawsko-pomorskiego już w ćwierćfinale dowiedli, że świetnie radzą sobie w pierwszych połowach. Nie inaczej było i tym razem. Po kolejnych trafieniach, przerwanych jedynie kontaktowym golem SGH autorstwa Macieja Pikiewicza, WSG prowadziło do przerwy 3:1. Co więcej, chwilę po wznowieniu gry prowadzili oni 4:1. Wielką siłą zawodników Bydgoszczy, nie tylko w tym meczu była dynamika w kontratakach i zgranie zawodników występujących na co dzień w zespole 1-ligowego Unisław Team PBDI. Słabością – gra defensywna, czego dowiodły ostatnie minuty meczu z Uniwersytetem Gdańskim. Historia ma to do siebie, że lubi się powtarzać, a SGH nie złożył broni. Podopiecznym Marcina Stachowicza nie dość było tego, że w swoim debiucie na AMP od razu dostali się do strefy medalowej. Chcieli walczyć o awans do ostatnich sekund, bez względu na bieżący wynik. Nadzieję w serca zawodników i zgromadzonych na trybunach sympatyków drużyny z Warszawy wlał Mateusz Paliszewski, który wykorzystał dogranie Bartosza Burzyńskiego i ofiarnym wślizgiem wpakował piłkę do bramki z najbliższej odległości. Po tym golu SGH rzuciło się do ataku. Duet Pikiewicz-Burzyński regularnie ostrzeliwał bramkę WSG strzeżoną przez wybranego najlepszym bramkarzem turnieju Szymona Kmiecika. Co więcej, gracze z Bydgoszczy szybko łapali faule, co pozwoliło SGH na zdobycie przedłużonego rzutu karnego. Bezbłędne wykonanie go przez Bartosza Burzyńskiego, pozwoliło warszawiakom na zdobycie kontaktowej bramki. Do końca meczu zostały jeszcze 3 minuty, a remis zbliżał się wielkimi krokami. SGH przejęło w końcówce kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi, a gracze z Bydgoszczy znowu uciekli się do gry faul – tym razem Kmiecik uratował drużynę z Bydgoszczy broniąc strzał Burzyńskiego. SGH wciąż nacierało i w końcu na minutę na przed minutę przed końcem ławka rezerwowych SGH eksplodowała z radości po bramce Macieja Pikiewicza na 4:4. Ten sam zawodnik o mało nie przesądził o wyniku meczu na 24 sekundy przed końcem, jednak uderzenie kapitana SGH trafiło w słupek. O pierwszym finaliście Akademickich Mistrzostw Polski w Futsalu miały więc zadecydować rzuty karne.
„Jedenastki”, strzelane jednakże na hali z linii oddalonej o 7 metrów od bramkarza są loterią. Aspekt psychologiczny, który decyduje o zachowaniu zawodnika stojącego w obliczu tak wielkiej odpowiedzialności gra tu ogromną rolę. Drużyna SGH ma swoją smutną historię w konkursach jedenastek. W 2016 roku zawodnicy Marcina Stachowicza przegrali w ten sposób awans do meczu finałowego Akademickich Mistrzostw Polski w piłce nożnej w Gdańsku, ulegając Uniwersytetowi Szczecińskiemu. W 2017 roku ulegli w podobny sposób Uniwesytetowi Łódzkiemu, w meczu ćwierćfinału rozgrywek strefowych, decydującym o awansie na Akademickie Mistrzostwa Polski w futsalu w Katowicach. Z kolei bydgoszczanie właśnie w ten sposób pokonali Uniwersytet Gdański w meczu ćwierćfinałowym. Ich pewność siebie mieszała się ze sportową złością zawodników Szkoły Głównej Handlowej, co można było wyczuć stojąc wówczas przy linii bocznej boiska. Hala zamarła w ciszy, przerywanej tylko chwilowymi wybuchami radości to jednej, to drugiej strony. Obie drużyny z bezlitosną, żołnierską precyzją egzekwowały jedenastki. 3:3, 4:4, 5:5, 6:6, i nerwowe oczekiwanie na zwycięzcę… W bramce WSG rządził Kmiecik, między słupkami SGH stawali na przemian rezerwowy Daniluk i grający w polu Wąsowski, który tańcząc, próbował wyprowadzić rywali z równowagi. W końcu w siódmej serii strzał broni Daniluk! Zawodnicy SGH rzucają się sobie w objęcia, triumfują. Ich finał stał się faktem.
W tym momencie stało się jasne, że Finał może stać się wewnętrzną rywalizacją dwóch zespołów z Warszawy – na scenariusz ten mało kto postawiłby przed rozpoczęciem rozgrywek. Do zrealizowania tego planu potrzebna była jeszcze wygrana Uniwersytetu Warszawskiego w meczu z rewelacyjnie spisującą się Akademią Jana Długosza w Częstochowie. Zawodnicy z województwa śląskiego już w pierwszej minucie stracili bramkę, po świetnie wykonanym rzucie wolnym przez drużynę UW. Pierwsza połowa to pojedynek cios za cios – uderzenia wyprowadzane były na przemian przez zawodników ze stolicy i z Częstochowy, co doprowadziło do wyniku 3:3, który utrzymał się do przerwy. Początek drugiej połowy należał jednak do UW. Trafienia Krzysztofa Jarosza i Rafała Klimkowskego pozwoliły na stworzenie bezpiecznej przewagi, która jak się okazało wprowadziła podopiecznych Macieja Karczyńskiego do Wielkiego Finału. Nie obyło się jednak bez dramaturgii. Dwie minuty przed końcem meczu za faul przed polem karnym czerwoną kartkę otrzymał bramkarz gospodarzy, a chwilę potem wykluczony drugą żółtą kartką został Krzysztof Jarosz. UW broniło się więc w trzech przeciwko pięciu zawodnikom Częstochowy. „Obrona Warszawy, nie Częstochowy, o ironio” –podsumował to jeden ze śledzących relację na żywo ze spotkania prowadzoną na fanpage’u. Rzeczywiście obrona gospodarzy w tamtym momencie mogła przywołać na myśl wydarzenia potopu szwedzkiego i wojsk zgrupowanych by bronić klasztoru na Jasnej Górze. Aktualni Mistrzowie Polski przez dwie minuty nie byli w stanie wyjść z własnego pola karnego, wybijali jedynie piłkę w sposób, który pozwoli na upływ jak największej liczby sekund. Gracze z Częstochowy nie wykorzystali niepowtarzalnej okazji do upokorzenia Mistrza. Ich ataki stały się chaotyczne, nieprzygotowane, pojawiały się rozpaczliwe strzały z dystansu. Chcąc jak najszybciej zdobyć kontaktową bramkę , częstochowianie zapomnieli o zimnym futsalowym wyrachowaniu. Bramka na 5:4 zdobyta w końcu na 0.8 sekundy przed zakończeniem spotkania niczego już nie zmieniła i Uniwersytet Warszawski został drugim finalistą.
Mecz o trzecie miejsce, nazywane w optymistycznej wersji małym finałem, a w pesymistycznej finałem pocieszenia miał na celu wyłonienie brązowych medalistów Mistrzostw. W rywalizacji kobiet zmierzyły się w nim Uniwersytet Gdański oraz Uniwersytet Szczeciński. Faworytem spotkania wydawały się być zawodniczki ze Szczecina, które wygrały wszystkie mecze grupowe, a w ćwierćfinale pokonały Akademię Jana Długosza w Częstochowie. Z Kolei Gdańszczanki, mimo że również wyszły z niej z pierwszego miejsca, w rozgrywkach grupowych uległy właśnie zawodniczkom z Częstochowy. Na podstawie tego prostego (lecz jakże złudnego) porównania faworytem meczu wydawały się zawodniczki ze stolicy województwa Zachodniopomorskiego. Szczecinianki prezentowały dynamiczny futsal, a ich gra mogła się podobać. Co więcej, w meczu półfinałowym stworzyły one więcej od zawodniczek Uniwersytetu Jagiellońskiego i zasłużyły na awans do finału. Każdy mecz rządzi się jednak swoimi prawami, a szczególnie te decydujące o medalach. Po pierwszej połowie na prowadzeniu 2:1 znajdowały się zawodniczki z Gdańska. Podopieczne Tomasza Aftańskiego świetnie wykorzystały dopracowany element w postaci gry z kontry i dwukrotnie zaskoczyły Szczecinianki. W drugiej części gry gdańszczanki zaczęły grać zbyt agresywnie, co doprowadziło do popełnienia czterech fauli. Rzut karny na bramkę zamieniła Patrycja Michalczyk, doprowadzając do remisu 2:2. W tym momencie do końca spotkania pozostało 9 minut i 40 sekund, a Uniwersytet Szczeciński miał w swoim ręku dwa atuty. Pierwszym z nich były umiejętności indywidualne zawodniczek, drugim – możliwość wykonywania rzutów karnych w przypadku przewinień popełnionych przez rywalki. Zawodniczki ze Szczecina nie wykorzystały jednak szansy na wygranie spotkania w regulaminowym czasie gry, więc o medalu zadecydowała seria rzutów karnych. Te lepiej egzekwowały zawodniczki z Gdańska i mogły one cieszyć się z brązowego krążka.
W rywalizacji mężczyzn, mistrzowie pierwszych połów z Bydgoszczy zmierzyli się z walczącą do ostatniego gwizdka drużyną z Częstochowy. Powyższa charakterystyka właściwie odzwierciedlała wydarzenia boiskowe przez większość meczu. Spotkanie lepiej rozpoczęli gracze z Bydgoszczy, którzy do przerwy prowadzili 3:1. Dwubramkową zaliczkę roztrwonili jednak w pierwszych minutach po przerwie, po dwóch szybkich akcjach graczy z Częstochowy. W tym momencie spotkania wydawało się, że Uniwersytet Jana Długosza lepiej rozłożył siły i w ostatnich minutach gry będzie w stanie przejąć kontrolę nad wydarzeniami na hali, a zawodnicy z Bydgoszczy po raz trzeci z rzędu pozwolą się dogonić. Tymczasem, zgodnie ze znanym przysłowiem, do trzech razy sztuka. Niespodziewanie w ostatnich pięciu minutach Wyższa Szkoła Gospodarki zaczęła atakować coraz śmielej, czego skutkiem był gol na 4:3. Na to trafienie Częstochowianie szybko odpowiedzieli golem wyrównującym. Nie rozproszyło to jednak graczy z Bydgoszczy, którzy swą pogoń za medalem udokumentowali bramką Jakuba Hapki na 1.1 sekundy przed zakończeniem spotkania. Zrozpaczeni futsaliści z Częstochowy, nie byli już w stanie odpowiedzieć na to trafienie, i mecz zakończył zakończył się wynikiem 5:4.
Do zakończenia rozgrywek zostały już tylko dwa mecze. Na 15:30 zaplanowany został Finał Kobiet, a o 16:30 rywalizowali mężczyźni. Co ciekawe, finały były jednymi z najmniej efektownych spotkań fazy pucharowej. W przypadku obu meczów, futsalowe szachy i myśl taktyczna zwyciężyły nad efektowną piłką. Trudno się jednak temu dziwić – gdy w grę wchodzi najwyższe trofeum, nie można pozwolić sobie na choćby jeden błąd.
W pierwszym z wymienionych spotkań Uniwersytet Jagielloński chciał wziąć rewanż na PWSZ Wałbrzych za porażkę w zeszłorocznych mistrzostwach. Fakt, że te same drużyny spotkały się w Finale dwóch kolejnych turniejów rangi mistrzowskiej świadczy o ich dominacji na polu rozgrywek akademickich. W tegorocznym finale, lepsze wrażenie sprawiały ponownie zawodniczki z Wałbrzycha. Ich taktyka oparta na wciąganiu rywala na własną połowę, a następnie kierowaniu długich piłek w kierunku Dominiki Dereń nie przełożyła się jednak na konkretne sytuacje bramkowe. Z kolei krakowianki liczyły na kontrataki co przyniosło im bramki w trzeciej i dziesiątej minucie pierwszej połowy. Huraganowe ataki zawodniczek z Wałbrzycha pozwoliły im jedynie na zdobycie kontaktowego gola na minutę przed końcem gry. Do wyrównania zabrakło już jednak czasu, a tytuł powędrował do Krakowa.
Derby Warszawy w Finale Mężczyzn również nie przyniosły spodziewanych emocji. Uniwersytet Warszawski zdominował drużynę SGH, realizując założenia taktyczne trenera Karczyńskiego. Skutecznością zaimponował zdobywca dwóch bramek Jakub Nahorny, którego z trybun hali przy ulicy Banacha oklaskiwał ojciec – Rafał, znany z komentowania spotkań piłkarskich w Canal Plus Sport. Gospodarze turnieju udowodnili, że są w stanie grać coraz lepiej z meczu na mecz, co ma kluczowe znaczenie w fazie pucharowej rozgrywek. Z kolei SGH samym wejściem do Finału zaimponował, bowiem nikt nie stawiał warszawiaków w roli czarnego konia rozgrywek. Wynikiem 5:1 zakończył się ostatni mecz trzydniowego turnieju – Warszawa ze względu na świetną atmosferę na halach i dwóch stołecznych medalistów zapamięta te rozgrywki na długo.
Więcej zdjęć i filmów na profilu finału kobiet i profilu finału mężczyzn.
Źródło: Piotr Poteraj, foto: Marcin Selerski, Paweł Skraba